Przejdź do menu głównego | Przejdź do podmenu | Przejdź do treści
Elżbieta Rafalska, minister rodziny, pracy i polityki społecznej, urodziła się we Wschowie. Jak sama przyznaje, to właśnie ten początkowy okres życia - w rodzinnym mieście mieszkała do ukończenia szkoły średniej - miał decydujący wpływ na jej życie.
- Na tle szarej rzeczywistości Polski Ludowej Wschowa wyróżniała się zabytkową architekturą i połaciami zieleni. To otoczenie zaszczepiło we mnie wrażliwość na piękno - mówi. W czasach podstawówki jej ulubionym przedmiotem był język polski. Nie znosiła za to zajęć praktyczno-technicznych. Pociągało ją malarstwo. Chciała związać z nim swoją przyszłość, jednak we Wschowie nie było wówczas szkoły średniej o profilu plastycznym, a wyjazd do innego miasta nie wchodził w rachubę. W związku z tym rozpoczęła naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Tomasza Zana.
- To była bardzo dobra szkoła, jej absolwenci bez problemów dostawali się na studia - mówi minister. Na początku postawiła na przedmioty humanistyczne, jednak później zafascynowały ją nauki ścisłe. LO ukończyła w klasie o profilu biologiczno- -chemicznym. Jaka była w czasach szkolnych? - Okropna - mówi ze śmiechem. I tłumaczy, że zawsze cierpiała na „nadwyżkę energetyczną". - Wszędzie było mnie pełno, miałam też silne tendencje do działania w zespole. Odkąd pamiętam, byłam przewodniczącą samorządu szkolnego. Zarówno w podstawówce, jak i w ogólniaku - opowiada.
Najwyższa w powiecie W czasach szkolnych rozpoczęła się przygoda Rafalskiej z koszykówką. Jak tłumaczy, wynikało to z dwóch powodów. Po pierwsze, Wschowa to miasto o długiej tradycji związanej z tym sportem, a po drugie, późniejsza pani minister bardzo szybko osiągnęła ponadprzeciętny wzrost. - Po prostu wybujałam. Przez długi czas śmiałam się, że jestem najwyższa w powiecie. Przy takich predyspozycjach nikt nie pytał mnie, jaki sport chcę uprawiać. Koszykówka po prostu była mi pisana - wyjaśnia.
Zresztą sport zawsze był obecny w jej życiu. Przed koszykówką uprawiała lekkoatletykę, skakała w dal i wzwyż. Ze sportem związała także swoją przyszłość akademicką: na studia pojechała do Gorzowa Wielkopolskiego - tam mieściła się filia poznańskiej Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu.
- Zdawanie na studia okazało się zupełnie niespodziewanym stresem. W tamtych czasach było tak, że jeśli miało się dobre oceny na świadectwie, a ja takie miałam, nie trzeba było zdawać z tych przedmiotów na egzaminie. Pojechałam więc pewna, że biologii i polskiego nie będę zdawać. Okazało się jednak, że jestem pierwszym rocznikiem, którego ten wymóg nie dotyczy. Do egzaminów pod chodziłam więc z marszu - wspomina Elżbieta Rafalska.
Na drugim roku studiów zaczęła chodzić z chłopakiem, który później został jej mężem. Mają dwóch synów. Pytana o to, czy czasy studenckie wspomina jako okres imprez, mówi, że niekoniecznie. - Owszem, były jakieś prywatki czy imieniny. Tyle że o ile mogę nie zjeść, o tyle nie potrafię funkcjonować bez odpowiedniej ilości snu. Dlatego też nie zarywałam nocy na imprezach - mówi. Po ukończeniu studiów przez wiele lat pracowała na uczelni. Karierę polityczną rozpoczęła od piastowania funkcji radnej miejskiej. Jak sama mówi, została nią trochę z przypadku. - Po prostu ktoś namówił mnie na kandydowanie. Ku swojemu zdziwieniu uzyskałam mandat, chociaż nie miałam mocno rozbudowanej kampanii. A jak już zaczęłam, to weszłam w to całą sobą - opowiada Elżbieta Rafalska. I dodaje, że ma taki charakter. Jeśli coś zaczyna, to później stara się wszystko robić na 100 proc.
- Zresztą może nie bez znaczenia jest fakt, że miałam trzech braci, byłam jedyną dziewczyną w tym towarzystwie. Musiałam wypracować sobie sposób życia w męskim świecie. To się potem przydało - stwierdza. Chociaż polityki i związanej z nią aktywności jest w jej życiu coraz więcej, nie zapomina o tym, by znaleźć czas na relaks.
- Najlepiej wypoczywa mi się nad jeziorami. Siadam na pomoście, patrzę na trzciny, pływam kajakiem. To są takie moje polskie Hawaje - mówi ze śmiechem. Dodaje, że coś ciągnie ją do wody. - Wolę jednak jeziora niż morze. Przed morzem czuję respekt - zaznacza.
Chociaż mieszka na stałe w Gorzowie, wraca często do rodzinnej Wschowy. - Przy zbiegu ulic Łaziennej i Rzeźniczej znajduje się fontanna. Ilekroć przechodziłam koło niej ze swoimi synami, teatralnie mówiłam: „Tu pachoł Straży Miejskiej, wsparłszy halabardę o zręb cembrowiny, dłonią zwilżał usta. Ona zaś w kamieniu wciąż taka jak dzisiaj". Kiedy moi synowie podrośli, to gdy zbliżaliśmy się do fontanny, krzyczeli „Mamo, nie!" - opowiada ze śmiechem. I tłumaczy, że cytowany przez nią tekst o pachole to fragment utworu wschowskiego poety, który polonista kazał uczniom opanować na pamięć.
Minister Elżbieta Rafalska jest rozpoznawalna nie tylko dzięki jednemu z flagowych programów rządu PiS, „Rodzina 500 Plus", lecz także dzięki charakterystycznemu, intensywnemu odcieniowi włosów. Pytam, czy zawsze była taka ruda. - Nie. W młodości miałam jasne, wręcz płowe włosy. Były zresztą bardzo długie. Taki warkocz nosiłam do 30. roku życia.Kiedy brałam moje dzieci na ręce, najczęściej trzymały mnie własnie za włosy - wyznaje.
I dodaje, że kiedy zdecydowała się je w końcu ściąć i poszła do fryzjera, znajoma fryzjerka odeszła od osoby, którą właśnie strzygła, nadcięła warkocz wielkimi nożycami do połowy i kazała Rafalskiej czekać na swoją kolej. - Zrobiła to, żebym się nie rozmyśliła i nie uciekła - tłumaczy. A kolor? - Farbowałam się na ciemno. Kiedyś po nałożeniu farby w salonie zamiast oczekiwanego koloru wyszedł marchewkowo-czerwony. Stwierdziłam, że to żywy odcień i że mi się podoba. I tak już ze mną został - mówi. I ze śmiechem dodaje, że nie było tu żadnych inspiracji „Anią z Zielonego Wzgórza".