Przejdź do menu głównego | Przejdź do podmenu | Przejdź do treści
- Chcę przypomnieć, że nakłady na politykę prorodzinną wzrosły skokowo i są trzykrotnie wyższe w stosunku do tego, co było wcześniej. To ogromny, niespotykany dotąd wzrost. Zatem może nie dosłownie, ale mamy taki bon wychowawczy. To świadczenie z programu „Rodzina 500+", które idzie za każdym dzieckiem – powiedziała minister Rafalska.
Pani Minister, stwierdzenie, że chce Pani, aby każdy polski rodzic, który tego chce, mógł oddać dziecko do żłobka, wzbudziło kontrowersje. W planie ministra Morawieckiego jest zapis mówiący o tym, że w 2030 r. udział żłobków ma wynosić aż 33 proc.
- Nie ma najmniejszych obaw, by ministerstwo rodziny chciało, aby wszystkie polskie dzieci były w żłobkach. Jednak powinniśmy dołożyć starań, by osoby chcące lub zmuszone szukać opieki dla dziecka ją znalazły. Na razie mamy tak niski poziom opieki żłobkowej - 11 proc., że nam to nie grozi. Obecna sytuacja, w której 70 proc. polskich gmin nie ma żadnej formy opieki nad małym dzieckiem, nie jest korzystna. Nasza polityka jest pełna umiaru i nie przebiega pod hasłem: wszystkie dzieci do żłobka. Należy pamiętać, że stabilna sytuacja finansowa rodziny i jej bezpieczeństwo finansowe przyczyniają się do podejmowania decyzji o posiadaniu dziecka. Dobra sytuacja na rynku pracy - niskie bezrobocie, łatwość znalezienia zatrudnienia lub zmiany pracy oraz rosnące wynagrodzenia są ważnym czynnikiem wpływającym na decyzje prokreacyjne.
Promocja żłobków jako kierunek polityki prorodzinnej to dla wielu rozczarowanie.
- Podkreślam: nie jestem zwolenniczką poglądu, że 100 proc. dzieci powinno być objętych opieką żłobkową. Uważam, że to jest decyzja rodziców. Jeśli mogą sami sprawować opiekę nad dzieckiem do 3. roku życia, to jest to najlepsza, najbardziej komfortowa sytuacja dla dziecka i dla matki, ale rozumiem, że są w życiu różne sytuacje związane z koniecznością podjęcia pracy. Jest duże zapotrzebowanie rodzin na tę formę opieki. Nie jest tak, że rodzice nie chcą sami zajmować się dzieckiem, ale po prostu nie są w stanie utrzymać rodziny z jednej pensji. Jest też tak, że część kobiet chce kontynuować swoją pracę zawodową. Pamiętajmy, że dzięki długim urlopom macierzyńskim w żłobkach prawie już nie ma dzieci poniżej pierwszego roku życia, a dzisiejsze żłobki to instytucje zupełnie innego formatu niż kiedyś - to są kameralne, małe placówki o wysokim standardzie opieki. Zresztą chcemy wspierać nie tylko żłobki, ale i inne formy opieki nad małym dzieckiem, jak kluby dziecięce.
Dlaczego równomiernie nie wesprzeć różnych form opieki, by pieniądze szły za każdym dzieckiem? Tymczasem resort zmniejsza dopłaty do składek na ubezpieczenie społeczne dla legalnie zatrudnionych niań. To zniechęca rodziny do zatrudniania niań i nie promuje tej lepszej dla małego dziecka formy opieki.
- Niania to znacznie kosztowniejsza forma opieki nad dzieckiem. Koszt niani jest wyższy niż żłobka, szczególnie w dużych miastach, a kwestie finansowe były brane pod uwagę także przy wsparciu żłobków. Program „Maluch+" dofinansowuje żłobki samorządowe, bo przy wysokim standardzie opieki są one znacznie tańsze niż placówki prywatne. Liczba legalnych niań w Polsce oscyluje na poziomie 8-9 tyś. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, bo nie ma takich statystyk, kto korzysta z tej formy opieki, czy nie są to na przykład w przeważającej części mieszkańcy dużych miast, a w mniejszych miejscowościach instytucja niani nie jest tak powszechna.
A nie lepiej byłoby wprowadzić bon wychowawczy, tak aby nawet niewielką kwotą wesprzeć rodziców, którzy pozostają z dzieckiem w domu?
- Chcę przypomnieć, że nakłady na politykę prorodzinną wzrosły skokowo i są trzykrotnie wyższe w stosunku do tego, co było wcześniej. W 2012 roku przeciętne świadczenie na dziecko wynosiło 2600 zł, w 2016 - 7600 zł, a w 2017 r. wynosi aż 8600 zł. To ogromny, niespotykany dotąd wzrost. Zatem może nie dosłownie, ale mamy taki bon wychowawczy. To świadczenie z programu „Rodzina 500+", które idzie za każdym dzieckiem. W badaniach CBOS część matek wyraźnie zadeklarowała, że stacje dzięki niemu na opłacenie opiekunki.
Konserwatywni wyborcy, którzy głosowali na PiS, wśród których są i wielodzietni rodzice, najczęściej nieoddający dzieci do żłobka, mogą się jednak czuć przez swój rząd pominięci. Oni korzystają tylko z „500+", a rodzice, którzy posyłają dzieci do żłobka, otrzymują jeszcze dodatkowe wsparcie.
- Rodziny wielodzietne są największym beneficjentem programu i bardzo go cenią. Z pokorą przyjmuję kontrargumenty tego typu, nie jestem szczególną zwolenniczką opieki żłobkowej, ale nie mówmy, że rodziny wielodzietne są dyskryminowane. Program „Rodzina 500+" jest szczególnie adresowany do rodzin wielodzietnych i diametralnie zmienił też ich sytuację.
Opieka żłobkowa wspierana jest także ze środków unijnych?
- W 2018 roku na tworzenie miejsc opieki dla dzieci będą środki budżetowe i fundusze unijne z Regionalnych Programów Operacyjnych.
Pytam o Unię, bo trend obejmowania opieką żłobkową jak największej liczby dzieci to unijny priorytet, za którym stoi ideologia aktywizacji zawodowej kobiet. W jednym z raportów międzynarodowej agencji McKinsey stwierdzono, że żłobki to nie tylko pomoc dla rodziców, ale i fantastyczne miejsce zatrudniania kolejnych kobiet.
- Przy temacie aktywizacji zawodowej kobiet stawia się często bezpodstawny zarzut, jakoby kobietom nie chciało się pracować, albo nie uznaje się za cenną pracy, którą kobieta wykonuje w domu. Tymczasem to jest wybór i za to należy się kobiecie szacunek społeczny, bo wykonuje ona bardzo ciężką pracę. Z praktycznego, ale także z ekonomicznego punktu widzenia nie ma sensu, by matka zostawiała gromadkę dzieci i wykonywała nisko płatną pracę poza domem. Nie ulegam żadnym trendom, modom unijnym, podchodzę to tego praktycznie - żłobki stanowią wsparcie dla tych rodziców, którzy muszą pracować, i na to nie chcemy zamykać oczu, choć chylę czoła przed kobietami, które wychowują małe dzieci w domu.
Pani dzieci chodziły do żłobka?
- Moi synowie nie korzystali przed 30 laty z opieki żłobkowej, choć nasz domowy budżet był wówczas napięty do granic możliwości. Jednym synem zajmowała się opiekunka, drugim opiekowałam się sama, korzystając z bezpłatnego urlopu wychowawczego. Do żłobka poszło troje moich wnuków, bo dziś to są zupełnie inne żłobki. Wspólnie rozważaliśmy, czy wnuki mają zostać z nianią. Jednocześnie sprawdziliśmy żłobki, jakość opieki w placówkach, kadrę, wyposażenie sal, braliśmy pod uwagę opinie innych rodzin i byliśmy przeszczęśliwi, że w tej placówce, którą wybraliśmy, znalazło się miejsce. Gdybym miała sama wątpliwości, nigdy nie zaakceptowałabym posłania wnuczki do żłobka. Nie zapominajmy, że dzieci poniżej pierwszego roku życia prawie w żłobkach dziś nie ma, bo rodzice wykorzystują długi urlop macierzyński. Inaczej podejmuje się decyzję o żłobku, jak dziecko ma pół roku, a inaczej jak ma 2 lata. Mówiąc o łączeniu życia zawodowego z wychowaniem dzieci, zawsze podkreślam, że obniżenie wieku emerytalnego przywraca potencjał opiekuńczy rodzinie, 60-letnia babcia posiada zupełnie inne siły niż 67-latka.
A jeśli chodzi o demografię, spadek urodzeń w kwietniu w stosunku do roku poprzedniego był zaskoczeniem?
- To był dla mnie najbardziej wrażliwy miesiąc. Istotnie zanotowaliśmy niewielki spadek narodzin, bo o 600 dzieci. Te dane mogą być jeszcze skorygowane przez GUS. Procesów demograficznych nie liczy się co do tygodnia i miesiąca, choć oczywiście wolałabym, żeby to był wyższy wzrost. W ogólnym bilansie to jest jednak wzrost i ciągle jest szansa na te ponad 400 tyś. urodzeń w bieżącym roku. Nie tylko program „Rodzina 500+" zachęca Polaków do decydowania się na dzieci, także stabilizacja rynku pracy, program „Mieszkanie+", wyższe płace.
Można by do tego dodać wolne niedziele, ale rząd opowiada się za dwoma wolnymi niedzielami w miesiącu. W kampanii wyborczej obiecaliście wolne niedziele.
- Bylibyśmy zadowoleni, gdybyśmy mieli ograniczony handel we wszystkie niedziele, ale obawiam się wariantu węgierskiego, kiedy to Węgrzy wprowadzili zakaz handlu we wszystkie niedziele, a potem się z tego wycofali. Są kraje, które wolne niedziele mają gwarantowane konstytucyjnie, np. Niemcy, ale Niemcy są do tego przyzwyczajeni. Zatem szukamy czegoś, co byłoby społecznie do zaakceptowania. Gdy będziemy mieć dwie niedziele wolne i okaże się, że te wszystkie wysuwane dziś obawy - których ja nie podzielam - są bezpodstawne, zyskamy większą społeczną akceptację. Otworzy się wówczas droga do zwiększenia liczby wolnych niedziel. Gdy wybierzemy skrajne rozwiązania, może być tak, że ta cenna inicjatywa spali na panewce.
„Solidarność" jest zdeterminowana w walce o wszystkie wolne niedziele.
- Osiąganie wspólnego rozwiązania ze stroną społeczną jest czasochłonne. Żeby zbudować zgodę wokół projektu, czasem trzeba się cofnąć, by potem zrobić dwa kroki do przodu. Wierzę, że uda nam się dojść do porozumienia.
A czy rząd, szczególnie odwołujący się do nauczania Kościoła, nie powinien przedkładać ludziom dobrych, szanujących Dekalog rozwiązań, a nie działać pod presją środowisk opozycyjnych?
- Nie wszyscy, którzy proponują w tej sprawie kompromis, to opozycja. Nie odżegnujemy się od nauki Kościoła. Podpisuję się pod ideą wolnych niedziel obiema rękoma, ale jeśli zakażemy wszystkich niedziel, być może zaraz będziemy się z tego wycofywać. W Polsce przez lata nie było żadnej regulacji handlu w niedziele, mamy nawyki odwiedzania centrów handlowych w te dni, ale dane wskazują, że tych zakupów jest mniej. Wielu handlowców przyznaje też, że wolne niedziele to dla nich nie problem. Chciałabym, żebyśmy z czasem doszli do wszystkich wolnych niedziel.
Rozmawiała Beata Falkowska